sobota, 25 czerwca 2011

Gabriel Garcia Marquez, Sto lat samotności



"...Zamiast iść dalej pod kasztan, pułkownik Aureliano Buendia także poszedł do drzwi na ulicę i zmieszał się z tłumem obserwującym pochód. Zobaczył ubraną w złociste szaty kobietę na karku słonia. Zobaczył smutnego dromadera, zobaczył niedźwiedzia w stroju Holenderki uderzającego łyżką w rondel w takt muzyki. Zobaczył linoskoczków wykonujących akrobatyczne popisy na końcu pochodu i jeszcze raz spojrzał w twarz swojej żałosnej samotności, kiedy wszyscy przeszli i została tylko smuga światła na ulicy i powietrze pełne fruwających mrówek, i kilku gapiów spoglądających w przepaść niepewności. Wtedy poszedł pod kasztan, myśląc o cyrku, i siusiając próbował dalej myśleć o cyrku, ale już nie odnalazł wspomnienia. Wtulił głowę w ramiona jak kurczak i znieruchomiał z czołem opartym o pień kasztana. Rodzina nie wiedziała o niczym do następnego dnia, do jedenastej rano, kiedy Santa Sofia de la Piedad poszła wyrzucić śmieci na koniec podwórza i uwagę jej zwróciły kołujące sępy..."

Gabriel Garcia Marquez, Sto lat samotności, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, 1999, s. 285

2 komentarze:

  1. Uwielbiam, uwielbiam, matulu jak uwielbiam. Od tej książki zaczęła się moja miłość do Marqueza i literatury iberoamerykańskiej. Oj i ten realizm magiczny - miodzio!

    OdpowiedzUsuń
  2. po tej lekturze też sięgnęłam po resztę książek Marqueza, ale najbardziej lubię właśnie tę i "Miłość w czasach zarazy" i jedno krótkie opowiadanko, nie pamiętam teraz tytułu- w którym świeżo upieczona mężatka umiera z powodu krwotoku.

    OdpowiedzUsuń