Ta książka to moje dzieciństwo. Gdy już w miarę sprawnie czytałam, tato opowiedział mi o niej, a potem mi ją dał. Ta książka to zbiór jednych z piękniejszych bajek, jakie w życiu przeczytałam. Każda bajka ma morał, nie są straszne jak Andersena czy braci Grimm. Często do niej wracałam i chyba niedługo zacznę czytać synowi - dowie się z niej, m.in. dlaczego w Tybecie pije się herbatę z solą :)
Poniżej przytaczam najkrótszą chyba bajkę i wyjątkowo bohaterami nie są ludzie.
"W bliskim sąsiedztwie żyły dwa stada małp. Każde z nich liczyło pięćset sztuk i każde miało swego wodza, którego zadaniem było prowadzić jej na polowanie, dbać o to, by nie cierpiały głodu i nie padały łupem dzikich zwierząt.
Pewnego razu jedno ze stad wyruszyło na poszukiwanie jadła. Po długiej wędrówce, opodal położonej na wzgórzu wioski, małpy dostrzegły rozłożyste drzewo, którego gałęzie uginały się pod ciężarem dorodnych, napęczniałych od soku, smakowicie pachnących owoców. Ucieszyły sie małpy i zawołały do wodza:
- Spójrz, ty, który nam przewodzisz. Jakże rozłożyste są konary tego drzewa, jak gęsto rosną wśród liści dorodne owoce. Ich widok nęci, ich zapach oszałamia. Oto nagroda za trudy, jakie przyszło nam znosić w dotychczasowej wędrówce. Bez wysiłku zrywać będziemy owoce z uginających się gałęzi.
Chciały biec do drzewa, ale powstrzymał je okrzyk wodza.
- Stójcie! - zawołał. - Czyż nie dziwi was, że drzewo rosnące tak blisko ludnej wsi wciąż dźwiga ciężar owoców? Czemu tych najniżej zwisających nie zerwały dzieci, które z pewnością często tu przychodzą? Nęcący to widok, ale opanujcie głód, bowiem lękam się, że złe są owoce tego drzewa i nie należy ich jeść.
Zaszemrały małpy, lecz pomne, iż należy słuchać wodza, który przewyższa swoich poddanych madrością i doświadczeniem, ruszyły w dalszą drogę.
Drugie stado, prowadzone przez swego wodza, szło w pewnej odległości za pierwszym. Na widok wspaniale owocującego drzewa małpy wrzasnęły radośnie:
- Oto owoce dla nas! Jakże to się stało, że stado idące przed nami nie zżarło tych pyszności?! Wodzu, pozwól nam najeść się do syta.
- Jedzcie - rozkazał wódz.
Ledwie spożyły, każda jeden owoc, poczuły straszliwe boleści i bez życia padły na ziemię.
Tak bywa, gdy wodzem jest głupiec, który myśli żołądkiem, a nie głową."
O mądrym i głupim wodzu małp [w:] Marian Bielicki, Opowieści Szidikura. Bajki tybetańskie, Nasza Księgarnia, 1967, s. 346-347
Bardzo by mi zależało na tej książce, nawet na skanie. Pożyczyłem komuś i chyba już nie odzyskam. Nigdzie nie mogę jej znaleźć. Byłbym wdzięczny za pomoc ;)
OdpowiedzUsuń