środa, 25 maja 2011

Jacek Dukaj, Lód




"14 lipca 1924 roku, gdy przyszli po mnie czynownicy Ministerjum Zimy, wieczorem tego dnia, w wigilię syberjady, dopiero wtedy zacząłem podejrzewać, że nie istnieję..."
"...17 marca 1891 roku według rachuby juljańskiej ukazał się reskrypt cara Aleksandra III nakazujący budowę linji kolejowej prowadzącej od stacji Miasy przez Czelabińsk, Pietropawłowsk, Omsk, Tomsk, Krasnojarsk, Irkuck, Czytę, Błagowieszczeńsk i Chabarowsk do Władywostoku. 19 maja we Władywostoku następca tronu, przyszły Impierator Wsjerassijskij Mikołaj II, położył kamień węgielny pod drogę żelazną znaną potem jako Wielikij Sibirskij Put', Transsiberirskaja Żelieznadarożnaja Magistral, Transsib..."



Jcek Dukaj, Lód, Wydawnictwo Literackie, 2008, s. 7, 55

Paul Berkel, Historia miasta Lubań


Paul Berkel, lubaniak, napisał "Historię..." pod koniec XIX w., na język polski przetłumaczył ją Stanisław Tymicz, wieloletni nauczyciel łaciny w lubańskim liceum, ojciec mojej ulubionej w liceum nauczycielki matematyki. Najbardziej w pamięci utkwił mi poniższy fragment, który przypomina o wulkanicznej przeszłości tej części Dolnego Śląska. Jako dziecko, gdy odwiedzałam babcię i dziadka w Lubaniu, często miałam koszmarne sny, że Kamienna Góra (pozostałość po stożku wulkanicznym), pod którą mieszkali dziadkowie, stanie się znowu czynnym wulkanem...


"...15 września 1590 roku cztery gwałtowne trzęsienia ziemi (o 5 i 5.30 po południu, o 1 i 2.15 w nocy) wywołały u mieszkańców wielkie podniecenie. Ziemia drżała, trzęsły się domy, dzwony wieżowego zegara biły same z siebie. Również w nocy podziemny huk była tak silny, że ludzie budzili się ze snu..."



Paul Berkel, Historia miasta Lubań, Typoscript, 1992, s. 85

sobota, 21 maja 2011

John Dos Passos, Ciężkie pieniądze






"... Gdyby nie to, że się spodziewała dziecka, Margo dawno by uciekła. Po oleju rycynowym dostała tylko okropnej kolki w boku, a po chininie szumiało jej długo w uszach. Ukradła z kuchni ostry szpiczasty nóż, ale jakoś nie miała odwagi nim się dźgnąć i zabić. Przemyśliwała, żeby się powiesić na prześcieradle, ale i na się nie zdobyła. Schowała nóż pod materacem i leżała po całych dniach na łóżku, wyobrażając sobie, co będzie robiła, gdy pewnego dnia wróci do Stanów, i wspominając Agnes, Franka, tournee po teatrach  Keitha, oglądane rewie i tor wrotkowy w Parku Świętego Mikołaja. Czasami była bliska uwierzenia, że wszystko, co przeżywa, to uporczywy koszmar i za chwilę się przebudzi w swoim starym łóżku w domu Indianina..."



John Dos Passos, Ciężkie pieniądze, Czytelnik, 1990, s. 218

John Dos Passos, Rok 1919


"...Ewelina przeprowadziła się do małego mieszkanka na Rue de Bussy, gdzie odbywał się codziennie targ uliczny. Eleonora, w dowód, że nie żywi do niej urazy, podarowała jej parę swoich włoskich panneaux do ozdobienia mrocznego saloniku. Na początku listopada zaczęły krążyć pogłoski o zawieszeniu broni i w końcu któregoś popołudnia do gabinetu, który Ewelina dzieliła z Eleonorą, wpadł jak bomba major Wood, porwał je obie zza biurek i wycałował każdą wśród okrzyków:"No, nareszcie koniec!" Nim Ewelina się spostrzegła, całowała z kolei majora Moorehause'a prosto w usta. W biurach Czerwonego Krzyża zrobił się rwetes jak w bursie akademickiej po zwycięskim meczu rugby: było to zwieszenie broni..."


John Dos Passos, Rok 1919, Czytelnik, 1970, s.273

John Dos Passos, 42 równoleżnik


"...Kiedy była mała nienawidziła wszystkiego. Nienawidziła ojca, tęgiego rudego mężczyzny z bokobrodami pachnącymi fajką. Pracował w biurach rzeźni, wracał do domu w ubraniu przesiąkniętym fetorem i opowiadał ociekające krwią dowcipy o rżnięciu baranów, wołów, świń i ludzi. Eleonora nie znosiła brzydkich zapachów i widoku krwi. W nocy śniło się jej, że mieszka sama z mamusią w wielkim czystym białym domu w Oak Parku. Jest zima, śnieg w ogrodzie i ona nakrywa stół biała płócienną serwetą i biało lśniącymi srebrami, stawia białe kwiaty i biała pierś kurczęcia przed mamusią, która jest damą z towarzystwa ubrana w biały aksamit, aż tu nagle na stole pojawia się maciupeńka czerwona plamka, która rośnie i rośnie, i mamusia zaczyna bezradnie trzepotać rękami, a ona stara się zetrzeć plamę, ale plama rośnie, rozlewa się na cały obrus,w jedno wielkie krwawe jezioro, i w tym momencie budziła się z koszmaru z krzykiem i zapachem rzeźni w nozdrzach..."



John Dos Passos, 42 równoleżnik, Muza S.A., 1998, s. 246

piątek, 20 maja 2011

Lafcadio Hearn, Kwaidan.Opowieści niesamowite


"...Przenikliwy śpiew świerszczy i cykad wypełniał powietrze muzycznym zgiełkiem i wraz z upływem nocy głębszy stał się szum pobliskiego wodospadu. Słysząc odgłos płynącej wody, Kwairyo poczuł pragnienie. Przypomniał sobie o bambusowym akwedukcie na tyłach domostwa i postanowił pójść tam, by napić się, nie zakłócając snu domownikom. Delikatnie rozsunął drzwi oddzielające jego pokoik od głównej izby i w świetle latarni ujrzał pięć leżących ciał - pozbawionych głów!..."



Lafcadio Hearn, Kwaidan. Opowieści niesamowite, Diamond Books, 2008, s.71

Owen S. Rachleff, Okultyzm w sztuce




 Onegdaj bardzo interesowała mnie historia różnych tajemnych bractw, czary, okultyzm itp. A ta książka - album w zasadzie (bo ilustracji jest od groma) bardzo czytelnie przedstawia historię okultyzmu w ...dziełach sztuki, na przestrzeni wielu epok. Kupiłam ją w 1996 roku w nadmorskiej miejscowości Rowy, na stoisku z tanią książką za 14 złotych.




"...W północnej Brytanii i Francji potomkowie Celtów, szczególnie ci związani z zakonem druidów,w którym kobiety sprawowały między innymi funkcję czarowników, czcili półksiężyc (w demonologii, jak wiadomo, symbol rogów Szatana). Na wybrzeżu Morza Śródziemnego popularny był wśród kobiet kult Diany (rzymskiej bogini księżyca). Jej zwolenniczki utrzymywały, że podobnie jak demony, są w stanie przy pełnym księżycu unosić się w powietrzu..."



Owen S. Rachleff, Okultyzm w sztuce, Penta, 1993, s. 114

czwartek, 19 maja 2011

Rita Monaldi, Francesco Sorti, Secretum

"...Obeszliśmy pomieszczenia, które znajdowały się po bokach galerii. W sumie było ich cztery. Najpierw obejrzeliśmy niewielką kaplicę, później łazienkę. Nad wejściem do kaplicy widniał napis: Hic anima, nad wejściem do łazienki: Hic corpus.
-"Tu dla duszy",  "Tu dla ciała"-przetłumaczył Melani.-Dowcipniś!
Łazienka była bogato urządzona, ozdobiona stiukami i majolikami, miała dwie umywalki. Każda z nich wyposażona była w dwa krany z napisami calida i frigida.
- Woda ciepła i zimna, do wyboru-oznajmił Atto.-Nie do wiary! Nawet królowie nie mają takich wygód.
Ponownie usłyszeliśmy czyjeś kroki na zewnątrz, tym razem bardzo szybkie.
-Nie chce pan wyjść i przekonać się, czy ta para...kto jest w ogrodzie?
-Oczywiście, że chcę. Ale najpierw wolałbym obejrzeć wszystkie pomieszczenia na pierwszym piętrze. Jeśli nie znajdziemy nic ciekawego, wejdziemy wyżej..."


Rita Monaldi, Francesco Sorti, Secretum, Świat Książki, 2006, s. 223

Rita Monaldi, Francesco Sorti, Veritas

"... Omal nie zemdlałem z wrażenia, gdy zakapturzony osobnik pochylił się nade mną, przytrzymywany przez trzech czy czterech silnych mężczyzn, i ujrzałem jego szare, podstępne oczy i żółtawe zęby. Nadal uśmiechając się do mnie, powiedział:
-Wielce się zdumiawszy, widząc waszą mość całą i zdrową tu, w Vindobonie.
-Ugonio?!- wykrzyknąłem i straciłem przytomność.
Łowca relikwii, zbir w służbie sekt żebraczych, oszust, dla którego przestępstwa w Wiecznym Mieście były chlebem powszednim, kolejny raz, nieoczekiwanie pojawił się w moim życiu..."



Rita, Monaldi, Francesco Sorti, Veritas, Świat Książki, 2007, s. 278-279

Rita Monaldi, Francesco Sorti, Imprimatur


 W planie było wydanie całości cyklu czyli pięciu powieści. Niestety skoczyło się tylko na trzech...Ponoć trwa tłumaczenie czwartej części! Do każdej książki dołączona jest płyta z muzyką, związana często z treścią książki, jeśli nie - to z epoką, w której dzieje się akcja (jeden z autorów jest muzykologiem).



"... Mieliśmy więc okazję poznać tajemniczego Baronia. Wyszedł nam naprzeciw w towarzystwie świty. Były to postaci dość barwne (o ile można użyć tego terminu dla różnych odcieni brązu i szarości), podobne do Ugonia i Ciacconia, ubrane w zniszczone, zakurzone płaszcze. Ich twarze ginęły w dużych kapturach, a ręce w zbyt długich rękawach. Akolici Ugonia, Ciaccionia i Baronia tworzyli najbardziej odrażającą bandę, jaką można sobie wyobrazić. Ich nadejście poprzedzał intensywny odór.
Baronio, nieco wyższy od pozostałych łowców relikwii, wysunął się na czoło grupy. Zrobił krok w naszym kierunku, ale zaraz cofnął się i skrył w gromadzie łowców relikwii, wydających gniewne pomruki.
-Gfrrlulbh-powiedział Ciaccionio. Szeregi rozstąpiły się.
-Przestraszyłeś Baronia.Myślał, że jesteś daemunculus subterraneus -wyjaśnił Ugonio-ale zapewniwszy, że dobry z ciebie kompan..."



Rita Monaldi, Francesco Sorti, Imprimatur, Świat Książki, 2005, s. 404

niedziela, 15 maja 2011

Karol Myśliwiec, Eros nad Nilem




"...W służbę kobiecej urody zaprzęgnięto też medycynę i magię. Zachowane teksty zawierają m.in. recepty, jak zapobiegać wypadaniu włosów i siwieniu, jak usuwać zmarszczki bądź robactwo z powierzchni skóry. Do najbardziej zalecanych substancji należały różne wydzieliny ciała ludzkiego i zwierzęcego, określane dziś umownie "egipską apteką brudów". Używano też innych substancji organicznych, przeważnie pochodzenia roślinnego. Oliwa i różne mazidła należały do codziennej toalety wytwornych Egipcjanek. Gościom namaszczano z okazji odwiedzin ręce i ramiona, a na ich głowę nakładano stożek tłuszczu zmieszanego z wonnościami..."


Karol Myśliwiec, Eros nad Nilem, Prószyński i S-ka, 1998, s. 127

David Lynch, W pogoni za wielką rybą. Medytacja, świadomość i tworzenie





"... Zostałem więc malarzem. Malowałem i studiowałem w szkole sztuk pięknych. Film mnie nie interesował..."
"... Film powinien mówić sam za siebie. Absurdem jest sytuacja, kiedy filmowiec musi opowiadać, o czym jest jego film, uciekając się do sfery werbalnej [...] Nie potrzebujemy niczego poza samym dziełem. Napisano wiele wspaniałych książek, ich autorzy dawno już zmarli i nie można wykopać ich z grobów. A przecież wciąż mamy ich książki i mogą one pobudzić nas do marzeń, do myślenia o różnych sprawach..."
"... Wiele osób już transcendowało, choć mogą nie zdawać sobie z tego sprawy. Jest to coś, czego możemy doświadczyć tuż przed zaśnięciem. Wciąż czuwając, odnosimy wrażenie, jakbyśmy się zapadali, niektórzy widzą wtedy białe światło i odczuwają nagły przypływ szczęścia..."


David Lynch, W pogodni za wielka rybą. Medytacja, świadomość i tworzenie, Dom Wydawniczy Rebis, 2007, s. 13, 19, 49

sobota, 14 maja 2011

Wawrzyniec Prusky, Ballada o chaosiku


 Rewelacyjna książka dla rodziców o  rodzicach. Autor przezabawnie opisuje swoje przeżycia jako ojca dwójki małych dzieci (Talko się chowa...). Z pewnością się w niej odnajdziecie :), Wawrzyniec prowadzi też bloga (szukać po pseudonimie...).


"...Dziedzic po wstępnym ustaleniu, że MŻonka ma ochotę na napój o smaku cytrynowym począł przelewać wodę z kolejnych kubeczków lejkami do wiader i z powrotem według jakiejś piekielnie skomplikowanej procedury, by po kilku minutach żmudnego rozchlapywania wody w nabożnym skupieniu osiągnąć efekt w postaci kubka cytrynowej lemoniady.
- Cytrynowa lemoniada - oświadczył uroczyście i wręczył naczynie MŻonce.
- Ojej, jaka pyszna! - MŻonka nieomal omdlała z zachwytu, wpatrując się w nijakość kolorystyczną lemoniady, jednak Dziedzic nie dał się zwieść.
- Napij się, to dobra lemoniada.
MŻonka zbliżyła usta do krawędzi kubka.
- Dziedzic nasikał do kąpieli, kiedy napełniałem brodzik - poinformował lojalnie Wawrzyniec.
- I puściłem bonka pod wodom! - nie bez dumy dodał potomek..."

Wawrzyniec Prusky, Ballada o chaosiku, Grasshopper, 2009, s. 427-428

Mircea Eliade, Kowale i alchemicy

fot. R. Jarysz



"Meteoryty musiały robić wrażenie. Ponieważ przybywały " z góry", z Nieba, należały do sakralności niebiańskiej. W pewnych kulturach prawdopodobnie wyobrażano sobie nawet, że niebo zbudowane jest z kamienia..."
"...Alchemik, podobnie jak kowal, a przed nim garncarz jest "panem ognia". Za pomocą ognia powoduje przejście materii z jednego stanu w drugi. Pierwszy garncarz, który zdołał za pomocą żaru nadać twardość "kształtom" uformowanym z gliny, odczuć musiał uniesienie demiurga: oto odkrył nośnik transmutacji. Dojrzewanie, powolne w naturalnym cieple Słońca albo brzucha Ziemi, w ogniu dokonywało się w zaskakującym tempie. Entuzjazm "demiurgiczny" rodził się z niejasnego przeczucia wielkiego sekretu pozwalającego "działać szybciej" niż Natura..."


Mircea Eliade, Kowale i alchemicy, Fundacja Aletheia, 1993, s. 15, 74

Luis-Vincent Thomas, Trup. Od biologii do antropologii

 fot. R. Jarysz

 Można powiedzieć, że trup to koniec życia i...początek życia. Z tej książki można wiele się dowiedzieć o procesie rozkładu ciała, itp. po sposoby traktowania zmarłego w różnych społecznościach. Książkę kupiłam i wchłonęłam z 11 lat temu, gdy funeralna tematyka była mi bardzo bliska. Mogę ją z czystym sumieniem polecić - zainteresowanym :)

A cytacik wybrałam taki lekki - można spokojnie zjeść przy nim śniadanie :)


"...Niemal zawsze obrzędom pogrzebowym towarzyszy wspólny posiłek. Uzasadnia go konieczność natury praktycznej: należy dać jeść tym, którzy przybyli, aby oddać cześć zmarłemu i pocieszyć bliskich..."

Luis-Vincent Thomas, Trup.Od biologii do antropologii, Wydawnictwo Ethos, 2001, s. 71

środa, 11 maja 2011

Janosch, Cholonek czyli dobry Pan Bóg z gliny



 Janosch kojarzy się z bajeczkami dla dzieci. I słusznie :) Ale też napisał parę książek nie dla dzieci. I jedną z nich jest właśnie "Cholonek czyli dobry Pan Bóg z gliny". Akcja dzieje się na Górnym Śląsku, tuż po objęciu władzy przez Hitlera do wczesnych lat powojennych. Autor opisuje perypetie jednej śląskiej rodziny, po okazji wiele możemy dowiedzieć się o sąsiadach i znajomych. Świetnie napisana, tragedie przeplatają się z komicznymi sytuacjami, a powiedzenia Świątkowej to dla mnie klasyka:)! Na zdjęciu chyba widać, że mój egzemplarz jest nieco zużyty - nie liczę, ile razy w ciągu roku po nią sięgam i kwiczę ze śmiechu przed snem:) . "Cholonka..." kupiłam  jakoś w 1997 roku w składnicy księgarskiej (była kiedyś taka wielka na ul. Szewskiej we Wrocławiu) za jakieś 1,50 zł i żałuję, że nie kupiłam jeszcze kilku sztuk - rozdałabym. Książka warta przeczytania! Polecam ją każdemu!





"...Było to najpiękniejsze wesele, jakie kiedykolwiek wyprawiono na ulicy Oślowskiego. Goście siedzieli wszędzie: na schodach, na parapetach w sieni, tak że tynk odpadał. Na balustradach, na stołkach, wypożyczonych z całego domu. A garbaty pomocnik fryzjera Bondarski grał na harmonii prima. Garbaci to przecież zabawni ludzie. Zawsze znają się na jakiś głupstwach, muzykują, gwiżdżą jak kanarki i dlatego bywają chętnie zapraszani. - Poza tym przynoszą szczęście - mówiła Świątkowa..."
"...Chociaż z drugiej strony...pluskwy nie są znowu takie straszne!Jeśli człowiek jest czysty, może je utrzymać w ryzach. W ogóle można powiedzieć, że człowiek czysty jest też pracowity..."
"...W ogóle ludzie na świniobiciu dzielą się na kilka kategorii. Najpierw ci, co to sam na sam z mięsem i kiełbasami zamykają się w mieszkaniu i wszystko sami zżerają; nawet z zupy, którą rozdzielają pod drzwiami, wyławiają tłuste oka i dolewają wody. Ludziom takim lepiej schodzić z drogi, bo kto jest sknerą, ten i kradnie.
Poza tym są ludzie, którzy natychmiast po zabiciu świni urządzają wielkie święto i zapraszają całą ulicę. Przynosi się piwa i przygrywa harmonia..."


Janosch, Cholonek czyli dobry Pan Bóg z gliny, Wydawnictwo Śląsk, 1990, s. 25-26, 45, 52-53

wtorek, 10 maja 2011

Orhan Pamuk, Nazywam się Czerwień


W księgarni  zaciekawiła mnie okładka i pierwsze zdania. Kupiłam (mężowi) i potem przeczytałam - nie żałuję! Akcja rozgrywa się w XVI -wiecznym Konstantynopolu, pardon, Stambule. Główny temat: rozwiązanie zagadki morderstwa jednego z miniaturzystów. Jest też i miłość, i życie, i...zachęcam do przeczytania! Poniżej owe pierwsze zdania:

"Jestem trupem, nieruchomym ciałem na dnie studni.Choć ostatnie tchnienie wydałem z siebie wiele godzin temu, choć moje serce przestało bić, nikt oprócz nikczemnego mordercy nie wie, co mi się przydarzyło. Skoro już o nim wspomniałem - łajdak ów sprawdził mój oddech i puls, aby się upewnić, że nie żyję, po czym wymierzył kopniaka w bok, zawlókł mnie pod studnię i wrzucił w jej czeluść..."

p.s. Pamuk (czyli bawełna) jest też noblistą z wiadomej kategorii. Nagrodę dostał w 2006 r.

Orhan Pamuk, Nazywam się Czerwień, Wydawnictwo Literackie, 2007, s.7

Herodot, Dzieje


 Jedno z najbardziej chyba znanych dzieł starożytnych. Kopalnia ówczesnej wiedzy o świecie i ludach zamieszkujących starożytny świat. Powstała w V w. p.n.e, a pisał ją Grek - zwany ojcem Historii. Herodot podróżował po wielu krajach, skrzętnie notował, to co widział i słyszał o ludach, ich zwyczajach, wierzeniach. Dla mnie bezcenne źródło wiedzy o Scytach na przykład. Nie będę przytaczać cytatu o traktowaniu przez Scytów zwłok pokonanych wrogów -  śniadanie stanęłoby chyba  w gardle :)
tak lekko zatem będzie:

"...U Scytów jest wielu wróżbitów, którzy z licznych różdżek wierzbowych wróżą w ten sposób: Przynoszą wielkie wiązki rózg, kładą je na ziemi, rozwiązują, a układając jedną różdżkę za drugą-wróżą; równocześnie z wypowiadaniem wróżb znowu różdżki zbierają i z powrotem jedną za drugą układają w całość.Ten sposób wróżenia przekazali im przodkowie..."

Herodot, Dzieje, Czytelnik 2002, s. 249