sobota, 23 czerwca 2012

Książki mojego dzieciństwa

A było to tak: będąc dzieckiem już czytającym, czyli od początku podstawówki bardzo często dostawałam książki (od rodziców, rodziny z różnych okazji,  od koleżanek na imieniny i w szkole jako nagrody za wyniki w nauce lub w konkursach). Było ich dość dużo. Uwielbiałam różne baśnie, legendy cykle powieściowe, np. "Tomki", przygody Pana Samochodzika, powieści Hanny Ożogowskiej, cykl o Ani z Zielonego Wzgórza, powieści  Małgorzaty Musierowicz - te do dzisiaj je lubię! potem nastały czasy Karola Maja. Ech, co to było za słodkie życie - zaszyć się z książką latem na ławce między krzakami jaśminu w ogrodzie, albo pod stogiem siana u sąsiada na łące, a zimą leżeć na tapczanie z filiżanką soku malinowego  domowej roboty (maliny zbierane z mamą pod lasem) i kotem zwiniętym w kłębek u boku! Czytałam też stare "Relaksy" taty (nie, nie buty ;) ) i tak poznałam świat komiksów - zapamiętałam Kajka i Kokosza, przygody Thorgala i serię o inkaskim ostatnim księciu ukrywającym się gdzieś w Polsce (nie pamiętam tytułu). Gdy byłam już starszą nastolatką wyprowadziłyśmy się do babci. Większość książek została w moim rodzinnym domu. To było 18 lat temu. Jestem mamą 8-latka i 2-latki  i czasami żałowałam, że nie mam swoich książek z dzieciństwa. I...całkiem niespodziewanie dostałam od taty część moich najstarszych książek! zachowały się! jest to zaledwie wycinek mojej kolekcji, ale bardzo się z nich cieszę. Poniżej oczywiście zdjęcia moich  odzyskanych skarbów :)

kto pamięta serię "Poczytaj mi mamo"?
wśród nich jedna z moich ulubionych "Dar rzeki Fly"
jest też kilka z dedykacjami (wydały się moje panieńskie personalia ;))

I ostatnie zdjęcie - seria o zwierzętach. Pamiętacie "Piątki z Pankracym"? jak widać, miałam własny tekst piosenki z programu. "Puc, Bursztyn i goście" to książka, którą najpierw czytała mi babcia, a potem dała mi swój egzemplarz na zawsze. Przeczytałam już ją synowi:) Mam nadzieję, że resztę z czasem już sam przeczyta...

piątek, 1 czerwca 2012

ach, ten piekielny Strindberg!

Z twórczością Augusta Strindberga zetknęłam się dobrych kilkanaście lat temu, bardzo podobały mi się jego utwory dramatyczne oraz powieść "Spowiedź szaleńca". W 1999 roku na rynku wydawniczym pojawiło się "Inferno", powieść autobiograficzna pierwszy raz wydana w Polsce, rzuciłam się wtedy na nią niczym rekin na nieuważnego nurka!I...kicha, dno i trzy metry mułu - tak jednym słowem te kilkanaście lat temu mogłam określić tę powieść. Nie spodobała mi się w ogóle. Po paru latach,w związku z przeprowadzką, książka trafiła do pudła piwnicznego. Niedawno rozpoczęłam przeglądanie zawartości tych pudeł i natknęłam się na nią. Dałam jej druga szansę. I słusznie zrobiłam, gdyż książka ta bardzo mi się teraz podoba! a Strindberg to szalony mistrz autokreacji. Czytając ją teraz od razu nasunęła mi się  myśl, że autor cierpiał na depresję (ha! człowiek z wiekiem coraz więcej wie...). W "Infernie" Strindberg opisuje fragment swojego życia od momentu rozpadu drugiego małżeństwa. Mamy w nim fascynację Strindberga alchemią (podejmował próby przemiany siarki w złoto), Swedenborgiem (muszę powrócić do lektury "Dziennika snów"), trochę mamy tu okultyzmu i teozofii, i nade wszystko wyśmienitą znajomość Biblii. No i nadmierną podejrzliwość, nerwicę i "widzenie" znaków :) No i garść faktów, zapewne podkoloryzowanych nieco przez autora. Tak sobie myślę nad Strindbergiem: facet żył w ciekawej artystycznie epoce (fin de siecle), znał wielu ciekawych, barwnych ludzi swej epoki  (np. Munch czy nasz  rodzimy Szatan Przybyszewski), odnosił sukcesy jako pisarz (i jednocześnie zbierał  baty za  niektóre swe utwory), miał ciekawe zainteresowania. Ja go lubię :)



 W "Infernie", wydanym przez Wydawnictwo KR w 1999 roku, jest sporo przypisów do tekstu, tłumacz (Mariusz Kalinowski) napisał obszerne posłowie pt. "Traktat o Siarce", które samo w sobie mogłoby być odrębną publikacją.


August Strindberg, Inferno, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999 r.